Minister Radziwiłł mówi o nastolatkach przyjmujących "pigułkę po" wielokrotnie, jednak nie mówi skąd te dane posiada
Argumenty, które przytacza ministerstwo, czyli zwiększona (wielokrotna) konsumpcja tabletek przez nastolatki, nie znajduje potwierdzenia w liczbach. Ten fakt opisuje portal naTemat:
- Chciałabym w końcu dowiedzieć się jakie są twarde statystyki dotyczące „konsumentek” tzw. tabletek po. Minister mówił w wywiadzie dla Radia Zet, że ma informacje dotyczące nastolatek od ginekologów. Ilu ginekologów i na ile wiarygodne są przekazywane przez nich informacje, tego już nie powiedział, a to ważne bo ginekologów mogło być dwóch albo dwustu itd.
Trudno zaprzeczyć temu, że "pigułka po" sprzedawana na receptę, to w wymagających jej zażycia sytuacjach niemałe wyzwanie:
- Więc trzeba po tą receptę wybrać się do ginekologa. W ramach NFZ zwykle trzeba poczekać…, za długo żeby pigułka mogła zadziałać. Należy więc umówić się na wizytę prywatną, zasięgając wcześniej opinii o danym ginekologu, bo przecież nierzadko zdarza się, że pani/pan doktor, takich „świństw” nie przepisuje. Nie tylko więc trzeba zapłacić za lek, ale jeszcze za prywatną wizytę lekarską. Być może ginekolodzy, którzy rozmawiają o sprawie z ministrem liczą na większe przychody z prywatnych praktyk, nie wiadomo.
Jak jest rzeczywiście? Czy istnieją statystyki wskazujące jasne zagrożenie zdrowia wśród pacjentek, czy to tylko rzucanie liczbami bez pokrycia?
Cała treść artykułu - kliknij tutaj.