suplementom diety, zostało zapowiedziane na początek czerwca. Tego samego roku. Jednak nie doszło do niego ani wtedy, ani później. Słuchając dziś tamtej debaty, dokładnie dwa lata od jej przeprowadzenia, trudno oprzeć się wrażeniu, że zespół i cały parlament ostatnie dwa lata – jeśli chodzi o suplementy diety – przespał. Nie doszło bowiem nie tylko do żadnego kolejnego spotkania zespołu parlamentarnego, ale również do
zmiany przepisów dotyczących suplementów, choć projekt nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia był gotowy, a nawet poddany konsultacji. Choć przy ministrze zdrowia został powołany specjalny zespół do zbadania potrzeby regulacji reklam suplementów diety, leków i wyrobów medycznych. Gdyby więc debata na temat suplementów diety miała być przeprowadzona przez parlamentarny zespół ponownie, mogłaby brzmieć zupełnie tak samo jak dwa lata temu i nadal byłaby aktualna.
CO CZWARTA NIE ZNAŁA POJĘCIA
bezmyślne i niekoniecznie prowadzące do pozytywnych efektów łykanie odpowiadają w dużym stopniu reklamy.
„SUPLEMENTY TO NIE LEKI”
i Główny Inspektorat Sanitarny, Instytut Żywności i Żywienia, Narodowy Instytut Leków, Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, ale też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Federacja Konsumentów. Jednym z elementów tej akcji było wydanie poradnika „Co warto wiedzieć o suplementach diety”. Zawierał on porady dla pacjentów czy też raczej konsumentów, by nie kupowali suplementów na chybił trafił i nie diagnozowali stanu zdrowia na podstawie reklam, by sprawdzali
w wykazie dostępnym dla każdego na stronie internetowej GIS, jaki jest status produktu, by nie wierzyli w obietnice, że suplement zastąpi właściwy posiłek czy aktywność fizyczną lub wyleczy jakąś dolegliwość…
o weryfikację sposobu i treści prezentacji oraz reklamy suplementów diety, zasugerowali wdrożenie działań samoregulujących. IMS Health podsumował rok 2015, wyliczając, że Polacy kupili 722 mln opakowań środków dostępnych bez recepty, co dawało około 20 opakowań na głowę każdego obywatela, od noworodka po starca. Królowały wśród nich suplementy. Prognozy wskazywały, że rynek ten będzie rósł w tempie 8 proc. rocznie.
CAŁKOWICIE ZAKAZAĆ
próśb spowodowało, że krytyka reklam suplementów diety nasilała się. W konsekwencji pojawiła się propozycja, by całkowicie zakazać ich reklamy. Przesunięcie się publicznej debaty w tę stronę sprowokowało w 2016 roku organizacje skupiające producentów suplementów diety do pewnych działań. Padła zapowiedź, że do końca kwietnia wypracują własną propozycję w tej sprawie. Termin ten, jak również kolejny, jesienny, nie został dotrzymany.
RĘKA UOKIK NA PULSIE
W tym samym czasie minister zdrowia powołał przy swoim urzędzie Zespół ds. uregulowania reklamy leków, suplementów diety i innych środków spożywczych oraz wyrobów medycznych. Zespół pracował kilka miesięcy i pod koniec tego samego roku przedstawił swoje propozycje. Stwierdzając, że reklamy suplementów diety, ale też leków i wyrobów medycznych często wprowadzają ich odbiorców w błąd, podkreślał, że brakuje skutecznego
nadzoru nad reklamami. Za słuszny uznawał pomysł wprowadzenia zakazu marek parasolowych dla produktów o różnym statusie prawnym, chciał, by organy kontrolne mogły natychmiastowo wstrzymać reklamy. Sugerował wprowadzenie bardziej dotkliwych sankcji za reklamy naruszające prawo.
W grudniu 2016 roku, odpowiadając na poselską interpelację, ówczesny wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda przyznał, że w resorcie trwają prace mające na celu wdrożenie rekomendacji tego zespołu. W 2016 roku reklamom suplementów diety przyglądała się też Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. W 2017 roku przygotowała podsumowanie. Wyliczyła, że na przeszło 2,5 mln przekazów handlowych wyemitowanych
w tamtym roku w telewizji ponad 511 tys. dotyczyło produktów zdrowotnych i leków. Był to więc co piąty przekaz reklamowy. Wątpliwości KRRiT budziły w nich m.in. podobieństwo nazw leków i suplementów diety, pokazywanie w jednej reklamie produktów mających różne statusy, na przykład leku i suplementu diety.
BYŁ, ALE GO NIE BYŁO
powiadomić, że opracowały Kodeks Dobrych Praktyk Reklamy Suplementów Diety. UOKiK był zaskoczony tym faktem, bo nie otrzymał informacji, że kodeks został ukończony. Tym bardziej – czy uwzględnia jego uwagi. A w ostatniej znanej UOKiK wersji kodeksu wciąż były zapisy nakładające na jego
sygnatariuszy obowiązki, które były możliwe do wyegzekwowania w oparciu o istniejące już przepisy. Urząd nadal proponował też wprowadzenie zmian w treści kodeksu. Miał uwagi dotyczące opakowań suplementów, czasu wyświetlania informacji „suplement diety” w reklamach telewizyjnych
czy proponowanych sankcji za naruszenie zasad kodeksu. Uznał je za mało dotkliwe. Co ciekawe, na wspomnianej konferencji prasowej dziennikarze nie dostali kodeksu, nie pojawił się on też od razu na stronach internetowych organizacji producentów. Zapewnień autorów kodeksu o tym, jaką
wielką zmianę jakościową na rynku wprowadzi, nie można więc było zweryfikować. Był więc projekt, ale go nie było...
PROJEKT, KTÓRY MÓGŁ ZMIENIĆ RYNEK
leczniczego. Było to więc jasne odniesienie do tzw. marek parasolowych.
Reklamy suplementów diety też miały już nie wprowadzać w błąd, miały natomiast zawierać informację: „Suplement diety jest środkiem spożywczym, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety”. Sporo miejsca poświęcono w projekcie oczekiwanemu wizerunkowi opakowań suplementów diety: niebieskim paskom czy wielkości poszczególnych
informacji zamieszczanych na nich. Także kwestii udziału w reklamach lub prezentacjach suplementów diety prawdziwych lub fikcyjnych lekarzy, farmaceutów, pielęgniarek, położnych lub innych osób posiadających wykształcenie medyczne lub pokrewne. Występowanie tych osób w reklamach suplementów diety miało zostać definitywnie zakazane. Miała być też wprowadzona opłata za powiadomienie o wprowadzaniu suplementów
diety do obrotu, a nawet przy dokonywaniu zmiany danych zawartych we wcześniej złożonych powiadomieniach. Co więcej, powiadomienia miały nie być rozpatrywane do czasu przekazania do GIS wszystkich informacji wymaganych przepisami, a ponadto inspekcja miała zyskać prawo, by zobowiązać podmiot wprowadzający suplement diety na rynek do udokumentowania, że spełnia on wymagania odnośnie do środków spożywczych, w tym do przedłożenia opinii jednostki naukowej. Tym, co wzbudziło największe zainteresowanie projektem, była jednak wysokość kar za złamanie przepisów – do 20 mln złotych. Gdzieś po drodze była jeszcze kontrola NIK. Izba oceniała rynek suplementów diety jako obszar wysokiego ryzyka, niedostatecznie zdiagnozowany i nadzorowany. Sformułowała zalecenia, których wdrożenie miało służyć uporządkowaniu sytuacji na rynku.
JEDYNY TEMAT –SUPLEMENTY DIETY
SPRAWA ZAMARŁA
z Ministerstwem Zdrowia wciąż zastanawia się nad sprawą. A to oznaczało, że nie zapadły żadne decyzje. Podobnie odpowiada sam resort zdrowia, wspominając o analizach i merytorycznych ustaleniach prowadzonych z GIS w celu sprecyzowania regulacji dotyczących suplementów. Co ustalą, ma
być wiadome z Biuletynu Informacji Publicznej i strony Rządowego Centrum Legislacji, gdy już prace zostaną zakończone, a projekt nowelizacji zredagowany. Jednak kiedy to nastąpi, o tym Sylwia Wądrzyk, dyrektor Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia, już nie informuje. Jednocześnie ministerstwo nie ma też ochoty, by zajmować się kwestią produktów reklamowanych jako leki i dostępnych w internecie. Uważa, że to nie leży w jego kompetencjach. Jak należy rozumieć – ma na uwadze zarówno suplementy oferowane w internecie, jak i dostępne tam produkty o nieokreślonym statusie. To całkowicie odmienne stanowisko niż to, które w 2017 roku reprezentował poseł Buda.
TERAZ WYROBY MEDYCZNE
suplementów diety trzymają się zawartych w nim zasad,
ale bywa, że zupełnie inaczej traktują reklamy wyrobów medycznych. Bo o nich kodeks, jak łatwo się domyślić, nie wspomina. Kodeks Dobrych Praktyk Reklamy Suplementów Diety miał być barierą dla nieetycznych działań rynkowych, w praktyce stał się więc dla takich wytwórców rozgrzeszeniem, na które mogą się powoływać, dowodząc swych dobrych chęci. Mając kodeks
pod ręką, mogą przecież sugerować, że to ci, którzy go nie podpisali, powinni znaleźć się pod ścisłą kontrolą władz. A innych nie trzeba pilnować,
bo przecież poddali się samoregulacji... Takie sugestie padały z ust przedstawicieli organizacji zrzeszających producentów suplementów diety w czasie wspomnianej debaty zorganizowanej przez parlamentarny Zespół ds. regulacji rynku farmaceutycznego. Branżowy kodeks nie przekonuje nie tylko z powodu takich sugestii, ale i dlatego, że w ramach samoregulacji producenci sami sobie grożą palcem, nie upubliczniając tych informacji. Samoregulacja, dzięki której chciano udowodnić, że problem nieetycznych reklam został rozwiązany, więc nie trzeba nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, doprecyzowania niejasnych przepisów z innych ustaw czy doinwestowania organów kontrolnych państwa, nie spełnia więc oczekiwań.
ZMIANY SĄ POTRZEBNE
JAKBY NIE NADZOROWAŁO RYNKU
nadzorowało rynku poprzez swoje departamenty i ministrów. Powinno jednak to robić – dlatego to właśnie wiceminister zdrowia Maciej
Miłkowski podpisany jest pod odpowiedzią na interpelację poselską poseł Małgorzaty Zwiercan, pytającej o wprowadzenie przepisów uniemożliwiających sprzedaż środków udających leki w internecie. Z odpowiedzi wiceministra wynika, że przepisy są i to surowe. Jak bowiem wiceminister poinformował posłankę, „produkt niebędący produktem leczniczym, który jest fałszywie przedstawiany (...) w zakresie tożsamości produktu, w tym jego opakowania, etykiety, nazwy lub składu w odniesieniu do jakichkolwiek składników, w tym substancji pomocniczych
oraz mocy tych składników, jest sfałszowanym produktem leczniczym” w rozumieniu Prawa farmaceutycznego. „Kto dostarcza lub udostępnia sfałszowany produkt leczniczy lub przechowuje go w tym celu, podlega karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 5” – informuje też posłankę wiceminister. Problemem jest więc w jego mniemaniu nie konieczność delegalizacji czy penalizacji tego typu zachowań, ale egzekwowanie funkcjonujących obecnie przepisów karnych. Ale to już jest w ocenie Macieja Miłkowskiego poza zakresem kompetencji ministra...
NIE PRÓBOWAŁ DOCIEC
Czy ktoś zdecydował o przerwaniu prac nad zmianami legislacyjnymi, a jeśli tak, kto i dlaczego? A jeśli nie wydano takiej dyspozycji – kto zaniedbał obowiązki? Jeśli szeregowi pracownicy, dlaczego nie zareagowali kierownicy departamentów, jeśli kierownicy, czemu nie reagowali wiceministrowie i ministrowie? Jeśli wiceministrowie i ministrowie, dlaczego o projekty zapowiadanych zmian w przepisach nie upomniał się parlament? I jeszcze – dlaczego doszło do tych zaniedbań? Czy to tylko niechlujstwo, niechęć do realizowania trudnych zadań, czy jednak celowe działanie, by takie regulacje nie powstały? Bo należy założyć, że gdyby była wola rozwiązania tej kwestii, znalazłyby się i dobre pomysły, i siły, i czas. Zmienione zostałyby przepisy i zdecydowanie zmalałaby liczba podmiotów oszukujących pacjentów. A tak pozostało przekonanie, że urzędnicy i politycy dali się – w najlepszym przypadku – zapędzić w ślepy zaułek i nie potrafi ą z niego wyjść. Albo że zabrakło im chęci, by sprawę rozwikłać i zakończyć.