Sieć apteczna Dr. Max otworzyła pod koniec minionego roku gabinet lekarski w galerii handlowej w Krakowie. Jak informowała – po to, by pacjenci mogli uzyskać szybką konsultację lekarską.
MIĘDZY SKLEPEM A SKLEPEM
W praktyce, jak opisali dziennikarze z lokalnych mediów, rzecz wygląda następująco. Pacjent wpada do galerii na zakupy i między jednym sklepem a drugim podchodzi do infokiosku, gdzie rezerwuje wizytę u lekarza (o ile nie zrobił tego wcześniej przez internet). Jeśli jest to pierwsza wizyta w tym gabinecie, pacjent musi jeszcze wypełnić ankietę, wymieniając przebyte choroby i urazy. Potem może iść do następnych sklepów albo do baru, by wrócić na wizytę w wyznaczonym czasie. Co ważne, pacjentem może być zarówno osoba dorosła, jak i dziecko, choć w procesie rejestracji system informatyczny rozpoznaje ponoć numer PESEL i dlatego dokonać jej mogą jedynie osoby pełnoletnie. Wizyta jest odpłatna – jej koszt to 79 zł. Gabinet otwarty jest w tych samych godzinach co galeria handlowa. Na jego drzwiach widnieje logo apteki Dr. Max. Gabinet został zlokalizowany obok apteki sieci Dr. Max. Według firmy – dla wygody pacjentów.
DEKLARACJE WICEPREZESA
Karol Piasecki, wiceprezes i dyrektor zarządzający Dr. Max Polska, tak mówił o działalności gabinetu: „W kilkanaście minut pacjent przechodzi rejestrację, otrzymuje diagnozę i dalsze wytyczne co do leczenia. Niepokojący ból gardła, zatkany nos czy podwyższoną temperaturę można skonsultować w przerwie na lunch i, jeśli diagnoza nie przewiduje kuracji w domu, wrócić za biurko bez zaburzania planu dnia. W naszej klinice pacjent może otrzymać poradę lekarską nawet w 15 minut od jej rezerwacji”.
GABINET TO NIE KLINIKA
Trudno powiedzieć, dlaczego dla wiceprezesa Dr. Max Polska naturalne jest, że człowiek z niepokojącym bólem gardła, zatkanym nosem czy podwyższoną temperaturą nie dość, że chodzi do pracy, to jeszcze w przerwie między zawodowymi obowiązkami lub po pracy idzie do galerii handlowej. Farmaceuta i każda inna osoba działająca na rynku aptecznym (czy szerzej – w ochronie zdrowia) powinni raczej podkreślać niewłaściwość takiego zachowania. Nawet jeśli chorym wydaje się ono oczywiste lub wygodne. Druga kwestia to nazywanie gabinetu lekarskiego kliniką, kompletnie niezgodnie z obowiązującym w Polsce nazewnictwem. Owszem, w USA czy na zachodzie Europy nazewnictwo to jest inne, ale to niczego nie zmienia. W Polsce klinika to specjalistyczny oddział szpitalny działający w ramach uczelni lub instytutu naukowego, który leczy chorych, ale też prowadzi pracę dydaktyczną i badawczą. Przy krakowskiej aptece działa natomiast gabinet, w którym przyjmuje lekarz. Nawet jeśli zamierzenia, że będą tam również inni lekarze różnych specjalności, zostaną zrealizowane, nie zmieni to faktów i gabinet pozostanie gabinetem, ewentualnie stanie się przychodnią.
NARUSZA PRAWO?
Te zamierzenia mogą, ale wcale nie muszą zostać zrealizowane, choć wiceprezes Karol Piasecki roztacza w swojej wypowiedzi wizję rozwoju sieci takich placówek. Cieszył się przy tym, że pierwszy gabinet okazał się strzałem w dziesiątkę. Wypowiedź wiceprezesa Dr. Max Polska nie pozostawia wątpliwości, że jest jeden właściciel apteki i utworzonego przy niej gabinetu lekarskiego i że jest nim Dr. Max. Właśnie z tego powodu farmaceuci zadawać zaczęli pytanie o zgodność tego projektu z prawem. Bo czy w świetle obowiązujących przepisów właściciel apteki może być też właścicielem gabinetu lekarskiego? Pytaniu o wiązanie działalności leczniczej z prowadzeniem apteki towarzyszy jeszcze jedna wątpliwość – czy korzystanie przez gabinet z tego samego szyldu, który ma apteka, nie stanowi przypadkiem próby obejścia zakazu reklamy? Jak baloniki czy cukierki rozdawane przy okazji otwarcia niektórych aptek? Czy otwarcie gabinetu nie jest więc wybiegiem mającym na celu reklamowanie konkretnej apteki (tej z krakowskiej galerii) i sieci aptecznej Dr. Max?
PRAWDOPODOBNIE BYŁO TAK...
Czytając informacje na temat gabinetu, trudno się oprzeć wrażeniu, że są one napisane na podstawie notki rozesłanej do mediów i zamieszczonej często nawet bez przeredagowania; są w nich cytowane te same słowa wiceprezesa Piaseckiego. Choć są i wyjątki. Na portalu www.seniorzy.pl znalazła się na przykład wypowiedź Pawła Klimczaka, dyrektora marketingu Dr. Max. Klimczak mówi, że wybór centrum handlowego jest nieprzypadkowy z uwagi nadogodne godziny otwarcia kompleksu, tak w tygodniu, jak i w weekendy. Jest w tym artykule również jasne stwierdzenie, że jest to pierwszy z sieci gabinetów Dr. Max, oraz informacja, że w sobotę 10 listopada minionego roku w gabinecie można było skorzystać z bezpłatnych badań i konsultacji w ramach akcji Zdrowa Sobota z Dr. Max. Były ponoć porady dietetyka, spotkanie z fizjoterapeutą i badanie stóp. Hasło „Zdrowa Sobota z Dr. Max” bezsprzecznie wiąże akcję z apteką, choćby z tego powodu inspektor farmaceutyczny powinien się więc z uwagą przyjrzeć tym działaniom pod kątem ewentualnego naruszenia zakazu reklamy. Co więcej, w ostatecznym rozrachunku była to bardzo tania reklama. Wydatki na wynajem pomieszczenia i dostosowanie go do potrzeb gabinetu lekarskiego oraz zakup pewnych sprzętów, w tym infokiosku, są stosunkowo niewielkie, a poniesione wydatki, stanowiąc koszty firmy, pozwalają pomniejszyć dochody i płacone podatki.
PARTNER MEDYCZNY
Wbrew wypowiedziom wiceprezesa Piaseckiego, nie należy zakładać, że gabinet przy aptece jest własnością Dr. Max Polska. Byłoby to bowiem jednoznaczne naruszenie przepisów zakazujących łączenia działalności lekarskiej i aptecznej. W związku z istnieniem przepisów określających dopuszczalną liczbę aptek, które może posiadać jeden podmiot lub podmioty powiązane ze sobą, sieci tworzą przecież kolejne spółki, zakładając, że dzięki temu formalnie wszystko jest w porządku. Dlatego wyszliśmy z założenia, że i w tym przypadku formalnie wszystko może się zgadzać, a tym samym słowa wiceprezesa Piaseckiego nie są do końca zgodne z prawdą. Nasze małe śledztwo zaczęliśmy więc od tego, że zajrzeliśmy na stronę internetową Dr. Max Polska. Nie ma na niej jednak ani słowa o gabinecie pod tym szyldem. Następnie przejrzeliśmy więc stronę internetową EMC Instytut Medyczny S.A., bo na drzwiach gabinetu pod logo Dr. Max jest jeszcze informacja, że firma ta jest jego partnerem medycznym. Spółka na swojej stronie nie chwali się jednak tą współpracą. Gdy przygotowaliśmy ten artykuł, nawet wpisanie frazy „gabinet lekarski Kraków Galeria Bronowice” w wyszukiwarce udostępnionej na stronie EMC nic nie dało, podobnie jak przejrzenie listy jej placówek. Ani śladu krakowskiego gabinetu. Co więcej, EMC na swojej stronie wśród partnerów nie wymienia Dr. Max. Jeśli więc nie Dr. Max, to kto? Ustalenie tego nie jest łatwe, w rozwikłaniu tej zagadki pomaga baza internetowa REGON. Pod krakowskim adresem ul. Stawowa 61 znajdujemy w niej firmę o nazwie... Przychodnia EMC WiC, która rozpoczęła działalność w lipcu 2018 roku. Jej przeważająca działalność to praktyka lekarska ogólna. Rejestr aptek podpowiada natomiast, że właścicielem apteki Dr. Max funkcjonującej w Galerii Bronowice wcale nie jest Dr. Max Polska, a Polnetcom Sp. z o.o. zarejestrowana w Tychach. Jest ona właścicielem jeszcze jednej apteki działającej pod szyldem Dr. Max i kilku innych – aktywnych lub nieaktywnych – pod marką Uroda.
ROZEJDZIE SIĘ PO KOŚCIACH?
Farmaceuci komentujący w internecie informację o przyaptecznym gabinecie wypowiadają się różnie. Przede wszystkim wskazują, z jakich powodów można traktować takie połączenie biznesowe za niezgodne z prawem, ale też zwracają uwagę, że sprawa może rozejść się po kościach. Że to może być próba mająca na celu wysondowanie, jak pomysł zostanie przyjęty, czy zostanie skrupulatnie sprawdzony pod względem prawnym. Pojawiły się nawet domysły, że jest to wstęp do wprowadzenia płatnej opieki medycznej w Polsce, bo bez zgody władz nikt nie odważyłby się na taki krok.
INSPEKTOR NIE WIEDZIAŁ
Tymczasem małopolski inspektor farmaceutyczny o funkcjonowaniu gabinetu przy aptece dowiedział się dopiero od „Magazynu Aptekarskiego”, gdy przygotowywaliśmy ten artykuł, choć gabinet funkcjonował wówczas już od kilku tygodni. Długo po tym, jak gabinet powstał i jak przeprowadzał akcję Zdrowa Sobota z Dr. Max. W rozmowie z nami Józef Łoś, małopolski WIF, podkreślił, że nie można łączyć działalności leczniczej z obrotem lekami czy detalicznego obrotu lekami z obrotem hurtowym. Przypomniał również, że przyjęte w minionym roku przepisy zobowiązują podmioty, by do sierpnia tego roku dokonały wyboru, którą działalność dalej zamierzają prowadzić, a jeśli nie dokonają takiego rozdziału, na mocy prawa stracą zezwolenie na prowadzenie apteki. Zaznaczył jednak, że w tym konkretnym przypadku dopiero po zbadaniu sprawy będzie można odpowiedzieć na pytania, czy gabinet i aptekę prowadzi ten sam podmiot, czy recepty są w gabinecie wystawiane pod tę konkretną aptekę i czy prowadzenie gabinetu nie jest jakąś formą programu lojalnościowego. Pozostaje również kwestia refundacji. Później inspektor Łoś skontaktował się z nami dwa razy. Najpierw przysłał pisemną informację, że gabinet Dr. Max wpisany jest w rejestrze REGON oraz Rejestrze Przedsiębiorców KRS, a prowadzona przez niego działalność nie jest sprzeczna z przepisami obowiązującego prawa. Nie byliśmy usatysfakcjonowani tym pismem, bo nie dawało odpowiedzi na zadane przez nas pytania. Powiadomiliśmy o tym inspektora. Półtora tygodnia później, gdy „Magazyn Aptekarski” był już gotowy do druku, otrzymaliśmy kolejne pismo z WIF. Tym razem z nazwami podmiotów prowadzących aptekę i gabinet, z ich numerami KRS i REGON. Jednocześnie inspektor informował, że „nie ma zakazu posługiwania się tą nazwą zarówno przez gabinety, jak i przez apteki. Ponadto częste są w Polsce przypadki funkcjonowania aptek ogólnodostępnych np. w przychodniach, obok gabinetów lekarskich i nie jest to niezgodne z przepisami prawa”. W kwestii ewentualnego naruszenia zakazu reklamy napisał natomiast, że jeśli mamy informacje, że „prowadzona jest reklama działalności apteki znajdującej się na terenie Galerii Bronowice przez ten gabinet lekarski”, to uprzejmie prosi o ich przesłanie. Innymi słowy – nie napisał niczego, czego wcześniej sami nie ustaliliśmy.
Zdaniem eksperta
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej
Zawody lekarza i farmaceuty zostały rozdzielone w XIII wieku nie bez powodu, ale po to, by uniknąć pokusy czerpania zysku z nieadekwatnego do potrzeb leczenia pacjentów. Bo taka pokusa istniała, gdy lekarz zalecał leki, które sam następnie wykonywał. Zakaz wykonywania zawodów lekarza i farmaceuty jednocześnie jest z tego powodu aktualny do dzisiaj, lekarze nie mogą w związku z tym w świetle przepisów prowadzić aptek. Ten konflikt interesów jest więc i dziś widoczny gołym okiem. W Polsce mamy jednak od dawna do czynienia z sytuacją, w której jeśli coś jest niedostępne, a pożądane, wówczas zakłada się spółkę z o.o., by tym sposobem otworzyć sobie do tej pory zamknięte drzwi. Dlatego właśnie niektórzy lekarze zakładali spółki z o.o. i już mogli mieć apteki. W przypadku, o którym jest mowa, sytuacja jest nieco inna, ale podobna. Powstał gabinet lekarski, który ma „naganiać” pacjentów konkretnej aptece, bo pacjent ma zostać zbadany, by pójść z receptą właśnie do tej konkretnej apteki. Takie leczenie – w biegu, jest jak jedzenie w McDonald’s. W markecie lekarz mógłby się przydać do tego, by udzielić pomocy osobie, która zasłabła, a nie do tego, by leczyć. No bo jak ma to niby robić, skoro ma wypisać recepty przy pierwszej wizycie, bez znajomości historii choroby pacjenta? A przecież ma uprawnienia, by wypisać recepty na wszelkie leki, w tym również te specjalistyczne. W praktyce, by być w zgodzie z etyką lekarską, powinien się ograniczać do wypisywania recept na suplementy i leki przeciwbólowe, które są dostępne bez recepty lub na podstawowe leki na anginę. Trudno to nazwać leczeniem. W praktyce wszystko prowadzić więc będzie do „naganiania” pacjentów konkretnej aptece. Bo przecież taki lekarz nie wyśle pacjenta do innej apteki... Pojawia się też teoretyczne ryzyko niewłaściwego postępowania, jeśli w aptece jakiś lek powinien zostać w najbliższym czasie zutylizowany z powodu upływu terminu ważności. Nie twierdzę, że tak może stać się wskutek powiązań między krakowską apteką i przychodnią, ale istnieje potencjalne ryzyko, że w takiej sytuacji lekarz będzie zachęcany do zalecania pacjentom właśnie tego leku. Taka pokusa to kolejne pokłosie prowadzenia działalności na rynku aptecznym w formie spółek z o.o., tak jak naruszanie przepisów o jednym procencie, jak nielegalny wywóz leków za granicę. To jest po prostu kolejny pomysł na to, jak pomnażać zyski, bo trudno jest uwierzyć, że pomysł utworzenia takiej przychodni jest inny. Można by ewentualnie w niego uwierzyć, gdyby przychodnia powstała w zupełnie innym miejscu, przy innej aptece, należącej do farmaceuty lub innej sieci. Wspólnota miejsca i identyfikacja wizualna obu nie pozostawiają żadnych złudzeń.