Sieci aptek w Polsce budowane były w różny sposób i z różnym zamysłem. Jedne pozostały niewielkie – mają po kilka lub kilkanaście aptek. Inne z czasem nabierały coraz większego impetu,postępowały w taki sposób, jakby miesiąc bez otwarcia nowej apteki był miesiącem straconym.W efekcie między sieciami aptek są dziś ogromne różnice przekładające się na odmienność ich interesów. Przestarzałe i nieprzystające do realiów wydaje się też samo określenie „sieć aptek”stosowane wobec wszystkich podmiotów, które mają od pięciu placówek wzwyż.
Mimo tak wielkiego wzrostu liczby aptek sieciowych ogólna liczba aptek na rynku malała, ubywało bowiem placówek indywidualnych. W kwietniu o 356 rok do roku i o 13 miesiąc do miesiąca, w marcu o 398 rok do roku i o 46 miesiąc do miesiąca, w lutym o 398 rok do roku i o 42 miesiąc do miesiąca, a w styczniu o 339 rok do roku i o 10 miesiąc do miesiąca.
IQVIA wykazała jednocześnie, że z przeszło 14,8 tys. istniejących aptek „jądro” rynku tworzy około 2,7 tys. placówek należących do 20 największych sieci. Ich udział w rynku pod względem wartości sięga nawet 30 proc. Oznacza to, że 30 proc. wartości rynku jest w rękach zaledwie 18 proc. ogółu aptek.
DOBRE DLA CZYTELNOŚCI
Wyszłoby to z pewnością na dobre czytelności rynku aptecznego w Polsce. Nazywanie sieciami zarówno tych przedsiębiorstw, które mają pięć, jak i tych, które mają kilkadziesiąt czy kilkaset aptek, tworzy bowiem mylny obraz rynku i sprzyja manipulacji faktami i błędnej interpretacji.
Przede wszystkim powoduje, że nie tylko zwykłym ludziom, ale nawet niektórym parlamentarzystom, którzy debatują przecież co jakiś czas nad zmianami na rynku aptecznym, trudno jest dostrzec, że sieci aptek nie stanowią jednorodnej grupy podmiotów o jasno sprecyzowanych, zbieżnych oczekiwaniach wobec pracowników, dostawców czy prawa. Ten brak wiedzy czy umiejętności dostrzeżenia faktycznej struktury rynku aptecznego pozwala różnym grupom interesów szafować hasłem „sieci aptek” w debatach na temat tego rynku. Powoływać się na posiadaną przez ogół sieci liczbę placówek, pracowników i potencjalnych klientów. Prezentować jakieś poglądy tak, jakby sieci uzgodniły swoje stanowisko w sprawach ważnych dla rynku, odbyły jakiś „sieciowy” sejmik lub choćby wypełniły ankietę, której wyniki były później rzetelnie przeanalizowane i przedstawione. A przecież tak nie jest. Jednak wielkie sieci, a także organizacje je skupiające, nawet te mające tylko kilkunastu członków, a więc reprezentujące co najwyżej co piątą sieć apteczną, wypowiadają się publicznie w taki sposób, jakby prezentowały stanowisko całego swojego środowiska, choć przekazują opinie jedynie garstki jego przedstawicieli. Tych największych, najbogatszych, mających środki i możliwości, by podejmować tego typy aktywność.
JAK JEST W PRAKTYCE?
Jak jest w praktyce? W skład grupy Pelion wchodzi między innymi DOZ S.A., czyli sieć aptek skupiająca blisko tysiąc placówek (również franczyzowych), oraz Polska Grupa Farmaceutyczna, która już w 2004 roku otrzymała jasną odpowiedź w sprawie przepisów antykoncentracyjnych. Ministerstwo Zdrowia odpowiadało wówczas na interpelację poselską mającą związek z planowanymi przez PGF zakupami. Resort zdrowia napisał między innymi: „W świetle przepisów ustawy Prawo farmaceutyczne, w zgodnej opinii ekspertów, nie jest możliwym dywersyfikowanie sytuacji podmiotu ze względu na sposób nabycia własności apteki, gdyż nie ma jakiegokolwiek prawnego znaczenia, czy 1-procentowy próg własności aptek na terenie województwa ma zostać przekroczony w drodze utworzenia przez dany podmiot nowego obiektu apteki, czy też zakupienia przez niego istniejącego obiektu. Art. 99 ust. 3 Prawa farmaceutycznego zostałzredagowany w istniejącej postaci z uwagi na konieczność wprowadzenia zasad uczciwej konkurencji, mających uniemożliwić kontrolowanie sektora farmaceutycznego przez podmioty, które mogą dyktować określone warunki, uzależniając i podporządkowując sobie inne apteki, pozbawiając rynek apteczny zasad uczciwej konkurencji. Wprowadzone powyższym artykułem ograniczenie nie zostało stworzone wyłącznie w celu przeciwstawienia się powstawaniu nowych aptek ogólnodostępnych, a będąc przepisem typowo antymonopolowym, zabezpiecza interes innych uczestników na rynku aptecznym. Omijanie tego przepisu w znaczny sposób zagraża pojęciu wolnego rynku i uderza w interesy pozostałych przedsiębiorców prowadzących apteki, działających na danym terytorium”.
I dalej: „Przekroczenie progu 1% własności aptek działających na terenie danego województwa uzasadnia zastosowanie przepisu art. 37ap ust. 1 pkt 2 ustawy Prawo farmaceutyczne, który stanowi, że organ zezwalający cofa zezwolenie, w przypadku gdy przedsiębiorca przestał spełniać warunki określone przepisami prawa, wymagane do wykonywania działalności gospodarczej określonej w zezwoleniu. Nabycie udziałów (akcji), którego wynikiem jest przekroczenie powyższego progu, skutkuje bowiem zmianą sytuacji faktycznej i prawnej. Przedsiębiorcy, którzy w wyniku nabycia udziałów (akcji) połączyli się jako grupa podmiotów powiązanych, przestali spełniać warunki do otrzymania zezwolenia na prowadzenie aptek ogólnodostępnych, a co za tym idzie wykonywania działalności gospodarczej określonej w tym zezwoleniu. Regulacje zawarte w ustawie Prawo farmaceutyczne należy traktować jako szczególne wymagania dotyczące aptek w zakresie koncentracji rynku farmaceutycznego i konkurencji na tym konkretnym rynku. W związku z powyższym Prawo farmaceutyczne jest przepisem szczególnym (lex specialis) wobec ustawy antymonopolowej. Oznacza to, że postanowienia Prawa farmaceutycznego mają pierwszeństwo przed ogólnymi regułami wynikającymi z ustawy antymonopolowej”.
MAŁE NIE ID ENTYFIKUJĄ SIĘ Z WIELKIMI
– Innym aspektem sprawy jest podejście do rynku – mówi Marek Tomków. – To było doskonale widoczne w czasie dyskusji na temat nowelizacji Prawa farmaceutycznego w minionym roku. Zrzeszający część z nich PharmaNET straszył w imieniu sieci, że „apteka dla aptekarza” zamrozi rynek, jednak prawo głosu w tym związku ma raptem pięć największych, często zagranicznych, podmiotów. To wynika wprost ze statutu ZPA PharmaNET. Mniejsi przedsiębiorcy, nawet będąc członkami związku, nie mają więc możliwości wypowiadania swoich opinii, ich głos nie jest więc i nie był przez PharmaNET nagłaśniany. My jednak opinie te poznawaliśmy, bo wielu farmaceutów i niefarmaceutów – właścicieli aptek i małych sieci aptek – kontaktowało się wtedy z nami, by powiedzieć, że nie boją się proponowanych zmian legislacyjnych, ale raczej tego, czy przetrwają na rynku, jeśli zmiany nie zostaną wprowadzone. Dlatego mówiliśmy w czasie spotkań w sejmie, że reprezentujemy większą liczbę sieci niż PharmaNET. Dlatego, kiedy dziś związek ten mówi niby w imieniu 400 sieci o jakoby krzywdzącej je ocenie, że nie płacą podatków, to również nie odpowiada to prawdzie.
W zaprezentowanym niedawno przez Ministerstwo Finansów zestawieniu ponad 2,3 tys. firm, które osiągnęły w 2016 roku największe przychody w Polsce, są także sieci apteczne i inne firmy działające na rynku. Te, które się w tym zestawieniu znalazły, mają wielomilionowe lub nawet liczone w miliardach złotych przychody oraz nierzadko ogromne straty, i to nie pierwszy raz. Inne mają, co prawda, dochody, ale z informacji fiskusa wynika, że i tak nie zapłaciły podatku. Dowodzi to zupełnie odmiennego stosunku do rynku i swojej działalności przez małe i wielkie sieci. Małe sieci, podobnie jak apteki należące do farmaceutów, zwykle płacą podatki, największe – niekoniecznie. Na dodatek te największe, połykając inne sieci lub apteki, powodują uszczuplenie wpływów podatkowych do budżetu… Małe sieci nie identyfikują się więc z opiniami tych największych i jeśli czegoś się boją, to nie „zabetonowania” rynku, ale skutków działania aptek sieciowych, konsekwencji tych działań dla ich własnych aptek. Dlatego pomysł, by zredefiniować pojęcie sieci aptecznych, wydaje się dobry. Być może powinno się jednocześnie na nowo zdefiniować również pojęcie aptek indywidualnych, bo już pora zerwać z mitem, że apteki sieciowe to te nowoczesne i świetnie zarządzane, a indywidualne – zapyziałe i źle zarządzane. Gdyby apteki sieciowe były dobrze zarządzane, nie byłyby nierentowne, a z ich własnych źródeł wynika, że co druga sieciowa apteka jest nierentowna. To dowodzi, że preferowany przez sieci sposób zarządzania nie jest dobry. Tych mitów, z którymi należałoby się rozprawić, jest więcej. Jednym z nich jest twierdzenie, że samorząd aptekarski reprezentuje właścicieli indywidualnych aptek, podczas gdy wiele osób zaangażowanych w pracę izb nie ma własnych aptek, a jeśli je ma – nie ma następców, których interesy rzekomo chciałoby załatwiać. Mamy za to w izbach i w radach aptekarskich farmaceutów pracujących w aptekach sieciowych. Inny mit dotyczy udziału sieci aptecznych w odwróconym łańcuchu dystrybucji leków. Przez lata słyszeliśmy i z ust przedsiębiorców, i na przykład byłej głównej inspektor farmaceutycznej, że sieci są w tej sprawie poza podejrzeniem. Aresztowania, których świadkami byliśmy w maju tego roku, zaprzeczają tej tezie. Co więcej, okazało się przy tej okazji, że proceder
ten prowadzony był od lat.
ZMIANY WZMACNIAJĄ DUŻYCH
w każdym kontekście tego typu dystynkcji. Kilka lat temu „świat aptek” wyglądał inaczej. Było mniej sieci, w tym dużych sieci, franczyza nie rozwijała się tak dynamicznie, jak teraz, programy dla aptek miały inną formę, a grupy zakupowe często miały charakter słabiej zinstytucjonalizowany niż obecnie. Trendy do różnych form afiliowania i konsolidacji aptek widoczne są od dawna, „apteka dla aptekarza” tylko zwiększyła dynamikę procesów, które zachodziły. A polegają one na wzmacnianiu dużych podmiotów na rynku aptecznym poprzez przejęcia mniejszych spółek oraz rosnące w siłę programy franczyzowe i grupy zakupowe, niekoniecznie powiązane z sieciami. Na rynku spadających marż i zmniejszonych możliwości wzrostu poprzez otwieranie nowych aptek trendy do „stowarzyszania” się aptek czy sieci są naturalnym remedium na zwiększanie siły przetargowej w negocjacjach cen. Potencjalnie lepiej zinstytucjonalizowane i zorganizowane grupy aptek będą w coraz większym stopniu działać jak duże sieci, zatem w niektórych przypadkach odróżnienie analityczne tego typu organizacji od sieci polegać by mogło bardziej na analizie wiedzy o formie organizacji, a nie sposobie jej działania. Już teraz, jeżeli analizie poddamy top 10 sieci i zafiliowanych w różnych organizacjach aptek (analiza według ilości aptek), to ponad 2 tys. aptek to takie, które mają charakter aptek indywidualnych czy małych sieci należących do większych, wspólnie działających organizacji. Oczywiście od dawna analizuje się segmenty sieci, różne formy afiliacji, ale coraz częściej te modele są wymieszane i analitycznie mniej przejrzyste niż kiedyś. Czy oznacza to koniec wartości podziału analitycznego na sieci i niesieci? Na pewno nie – nadal, biorąc pod uwagę tylko ten podział, typowa apteka sieciowa obsługuje ponad dwa razy więcej pacjentów i ma prawie dwa razy większe obroty niż niesieciowa. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach – teza na dzisiaj jest taka, że zadając pytanie dotyczące sieci i niesieci, często nie można już znaleźć adekwatnej odpowiedzi, nie biorąc pod uwagę opisanych wyżej zjawisk, które zachodzą na rynku.
ZREDEFINIOWAĆ POJĘCIE APTEKI
– Podział na apteki indywidualne i sieciowe został jednak dokonany dzięki „aptece dla aptekarza” – podkreśla Marcin Wiśniewski. – Cztery apteki to jeszcze nie sieć, więcej niż cztery to już sieć. Ale tak naprawdę linia podziału między aptekami nie powinna biec wzdłuż linii wyznaczanej liczbą placówek, tylko ich faktycznej utylitarności w systemie ochrony zdrowia i charakteru placówki. A w tym celu należałoby zredefiniować pojęcie apteki jako mocno uregulowanej prawem placówki ochrony zdrowia, pełniącej ściśle określone zadania publiczne w wyznaczony sposób, oczywiście podlegającej koncesjonowaniu, czyli umowie między państwem a placówką – apteka realizując swoje zdania, w zamian korzysta z gwarancji i ochrony. Wówczas system byłby stabilny. Apteka oczywiście musiałaby być prowadzona zgodnie z zasadami etyki zawodowej i wyłącznie przez profesjonalistów odpowiedzialnych zawodowo, dla gwarancji bezpieczeństwa publicznego. I z zakazem wpływu osób trzecich na decyzje merytoryczne zawodowych farmaceutów. Natomiast nie wolno byłoby nazywać apteką większości obecnych sieciówek, czyli sklepów prowadzonych i zarządzanych przez osoby nieprofesjonalne, mających charakter bardziej drogerii niż apteki, pracujących na komercyjnym modelu, promocjach, reklamie, programach zwiększających obrót, lojalnościowych i wszystkich innych. Placówki te należałoby wykluczyć z koncesjonowania, bo nie pełnią roli publicznej, choć należałoby je objąć rejestrem, na przykład do kontroli sanepidu. To oczywiście wiązałoby się z wyłączeniem ich z obrotu lekami refundowanymi, może lekami w ogóle, nie byłoby też wymogu obecności farmaceuty, ale za to obecnie zatrudnieni w nich koordynatorzy mogliby bez ograniczeń realizować swoje zadania biznesowe, maksymalizować marże, obroty, liczyć słupki. Właściciele tych sklepów też byliby zadowoleni z biznesu, bo uzyskaliby swoje, jak to określali, podstawowe prawa, czyli działanie na wolnym rynku, który „jest jak sport ekstremalny”.
– I to jest kwintesencja powyższych rozważań – dodaje Marcin Wiśniewski. – Sport ekstremalny, związane z nim ryzyko i niepokój, to nie jest dobra oferta dla obywateli
walczących o zdrowie i życie. Oni potrzebują stabilnego, przewidywalnego i dobrze zbudowanego systemu. Potwierdzają to liczne sentencje wyroków ETS, zalecające opieranie systemu opieki zdrowotnej na trwałych i przygotowanych, pewnych profesjonalistach, a nie często kończących tragicznie sportowcach ekstremalnych.
Małgorzata Grosman