Farmaceuci nie kryją oburzenia. Są zmęczeni nocnymi, niedzielnymi i świątecznymi dyżurami narzuconymi przez powiaty i sprzeciwiają się uchwałom określającym harmonogram pracy aptek na kolejny rok.
ABSURDALNE PLANY RADNYCH
Miało to związek z wcześniejszą decyzją tej samej rady powiatu – najpierw bowiem zdecydowała ona, że wystarczy, by każdego dnia w powiecie dyżurowała jedna apteka. Nie spodobało się to wojewodzie łódzkiemu. Z jego powództwa sprawa trafiła do sądu, który orzekł, że jedna otwarta nocą apteka na powiat to za mało. Pod wpływem tego wyroku radni, przygotowując harmonogram na kolejny rok, zrobili zwrot o 180 stopni i postanowili, że wszystkie apteki powinny być czynne bez przerwy. Również te, w których pracuje tylko jeden magister farmacji, co świadczyło o kompletnej niewiedzy radnych o tym, jak funkcjonują apteki lub o ich niebywałej arogancji.
WYSTARCZY, BY POWIAT ZAPŁACIŁ
Było to odniesienie do sytuacji w Niemczech, gdzie od połowy 2013 roku nocne dyżury aptek są opłacane z budżetu kas chorych. Przed wejściem w życie ustawy w tej sprawie ustalono, że każdego dnia na terenie Niemiec dyżuruje 1400 aptek, czyli każda z niemal 21 tysięcy niemieckich aptek pełni dyżur średnio 18 razy w roku. Badania, które poprzedziły wejście w życie tej ustawy, ujawniły, że apteki z mniejszych miejscowości i wiejskie pełnią nawet 25 dyżurów rocznie, choć jednocześnie mają najczęściej mniejsze przychody, a w trakcie dyżurów mniej pacjentów niż apteki w dużych miastach. Te ustalenia w zestawieniu z badaniami społecznymi dotyczącymi znaczenia dyżurów aptek dla mieszkańców były podstawą do wprowadzenia zapłaty za dyżury. Państwo chciało w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zapewnić aptekom komfort finansowy, a wszystkim mieszkańcom dostęp do aptek czynnych w nocy.
PRZERWANE ROZMOWY
narzucanych przez powiaty harmonogramów dyżurów. Mówiło się o kwocie 50 tysięcy złotych. Tym samym w martwym punkcie utknęły toczone wtedy przez farmaceutów i Ministerstwo
Zdrowia rozmowy, których tematem było uwzględnianie demografii i geografii w wyznaczaniu dyżurujących aptek oraz wysokość ekwiwalentu za dyżur; mówiło się wówczas o 350-400 złotych zapłaty. Tematem prowadzonych rozmów była także wysokość kar za niewywiązywanie się przez aptekę z obowiązku pełnienia dyżuru – maksymalnie miały one sięgać trzykrotnej wartości ekwiwalentu za dyżur. W kolejnych miesiącach i latach – po takich zawirowaniach – powrót do normalnych rozmów na temat dyżurów i odpowiedzialności (w tym finansowej) powiatów za realizowanie przez nie w ten sposób swoich zadań był więc trudny, jeśli nie niemożliwy. Jednak podczas gdy politycy i urzędnicy resetowali swoje wcześniejsze stanowiska w tej sprawie, farmaceuci nie odpuszczali. Na mapie pojawiały się kolejne punkty, w których doszło do otwartego konfl iktu między farmaceutami a powiatami.
NIC NIE GROZI ZA NIEDYŻUROWANIE
BARWNIE JAK W BŁASZKACH
Potem są już tylko dwukrotne przypomnienia, jak wygląda harmonogram pracy aptek. Wynika z niego, że każda z czterech lokalnych aptek powinna dyżurować w lutym tego roku po siedem razy (w marcu, którego dotyczy ostatni wpis – nawet osiem razy), a więc co cztery dni. Sumując godziny pracy jednej z błaszkowskich aptek, tylko w lutym dochodzimy do 369 godzin – to już wymiar czasu pracy nie dla jednego ani nie dla dwóch magistrów… Bez całodobowych dyżurów, w tym jednego niedzielnego, ta sama apteka pracowałaby w lutym 268 godzin, a więc o przeszło 100 godzin krócej. Gdyby farmaceuta otrzymywał wynagrodzenie w wysokości minimalnej, a więc 12 złotych za godzinę, dodatkowe koszty apteki tylko z tytułu jego pracy wyniosłyby 1200 złotych. A przecież w praktyce jest to zdecydowanie wyższa kwota. Osobna kwestia to zgodność takiego harmonogramu z Kodeksem pracy oraz ze zdrowym rozsądkiem, no bo jak można było pomyśleć, że farmaceuci będą chcieli pracować w tak dramatycznie wydłużonym czasie pracy? Nawet gdyby aptekom powodziło się doskonale, o rozwiązanie nie byłoby łatwo, bo skąd z dnia na dzień znaleźć czterech dodatkowych magistrów farmacji gotowych pracować w błaszkowskich aptekach? Tu też zabrakło wiedzy i rozsądku.
ZŁOCZEW I INNI SĄSIEDZI
JUŻ NIE TYLKO BRANŻOWE I LOKALNE MEDIA
BYCZYNA PRZEBIJA WSZYSTKO
że nie dyżuruje, druga z dopiskiem, że pełni pogotowie pracy, jednak bez określenia kiedy i w jakich godzinach. Pierwsza wpisana jest do harmonogramu jeszcze raz, już pod nazwą Byczyna i elektryzującą wiadomością, że pełni dyżur całoroczny w formie pogotowia pracy… Takie rozwiązanie przebija chyba wszystkie inne absurdy wymyślone przez samorządowców w sprawie dyżurów aptek.