Informacje zawarte w tym raporcie przeciętny Polak czytał zapewne ze zdumieniem, a nawet z niedowierzaniem. Także dla osób mających już jakąś wiedzę na temat suplementów diety upubliczniony niedawno raport Najwyższej Izby Kontroli był zaskoczeniem. Co innego bowiem ograniczona wiara w skuteczność stosowanych suplementów, choć producenci – licząc na niewiedzę konsumentów – często zapewniają, że zażywając je, można wyleczyć szereg chorób, co innego,gdy okazuje się, że suplementy bywają zafałszowane, zawierają bakterie chorobotwórcze,substancje zakazane z listy psychoaktywnych czy stymulanty podobne strukturalnie do amfetaminy, czyli działające jak narkotyk...
RYNEK WART MILIARDY
W swym raporcie Najwyższa Izba Kontroli, odwołując się do danych Głównego Inspektoratu
Sanitarnego, któremu podlega rynek suplementów, podaje, że od 2007 roku zgłoszono do niego blisko 30 tys. produktów. Najwięcej w roku 2016 – zgłoszono ich wówczas 7,4 tys., choć w latach 2013-2015 rocznie przybywało po 3-4 tys. suplementów. Tymczasem z oceny Komisji Europejskiej wynika, że już w latach 1997-2005 polski rynek suplementów wzrósł o 219 proc. – jak łatwo się domyślić, był to najwyższy wzrost wśród wszystkich państw Unii Europejskiej.
Powodowało to i nadal powoduje systematyczny wzrost wartości rynku suplementów. W 2011 roku szacowano ją na 2,93 mld zł, w 2016 roku na 3,72 mld zł, w bieżącym roku ma przekroczyć 4 mld zł, by w roku 2020 przełamać kolejną barierę – tym razem 5 mld zł. Oznacza to roczne tempo rozwoju tego rynku o około 8 proc.
KONTROLA NIE ISTNIEJE
Mając na uwadze między innymi tę kwestię, NIK wskazuje, że rynek suplementów diety w Polsce jest szczególnie narażony na nieuczciwe praktyki rynkowe naruszające zbiorowe interesy konsumentów. W krajach o utrwalonych praktykach rynkowych nadużyciom zapobiega zjawisko samoograniczania się producentów i importerów w zakresie nieuczciwych praktyk. W Polsce propozycje takiego samoograniczania się ze strony producentów pojawiły się dopiero po kontroli NIK.
CO JEST LEKIEM, CO SUPLEMENTEM?
Jednak nie te kwestie w raporcie NIK najbardziej zatrważają, jest to bowiem jedynie oficjalne potwierdzenie występowania zjawisk do dawna dostrzeganych przez specjalistów od rynku farmaceutycznego, przez farmaceutów. Tym, co powinno wzbudzić największą reakcję rządzących, przede wszystkim jednak samych zainteresowanych, czyli producentów i importerów suplementów, jest informacja o jakości przebadanych na zlecenie NIK suplementów. Wyniki tych badań stawiają bowiem państwo, ale także podmioty zajmujące się ich wprowadzaniem na rynek, w złym świetle.
ZAGROŻENIE DLA ZDROWIA I ŻYCIA
zadania związane z wprowadzeniem ich po raz pierwszy do obrotu. Nieskuteczny był także nadzór nad jakością zdrowotną suplementów diety, również w niedostatecznym zakresie prowadzono edukację żywieniową dotyczącą tych produktów. Związane jest to przede wszystkim z nieadekwatnymi z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa
suplementów diety rozwiązaniami legislacyjnymi, szczególnie w zakresie wprowadzenia suplementów diety do obrotu po raz pierwszy oraz w zakresi reklamy tych produktów”.
Istniejąca sytuacja jest skutkiem między innymi tego, że wprowadzenie suplementu diety na rynek wymaga od przedsiębiorcy jedynie prawidłowego złożenia powiadomienia do Głównego Inspektoratu Sanitarnego – zgłoszenie umożliwia natychmiastowe wprowadzenie suplementu na rynek; weryfikacja powiadomienia ani ewentualne wszczęcie postępowania wyjaśniającego nie wstrzymują dystrybucji suplementu. W konsekwencji w sprzedaży znajdują się niezweryfikowane produkty. Jak wykazała kontrola NIK, w tym także produkty zawierające niedozwolone, szkodliwe dla zdrowia składniki, stanowiąc zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia konsumenta.
Dalsze ustalenia NIK są równie niepokojące. Przytoczmy kolejny ich fragment: „Dla
rozpatrywanych powiadomień od przekazania ich do GIS przez podmiot wprowadzający do chwili rozpoczęcia weryfikacji upływało średnio niemal 8 miesięcy (a maksymalnie blisko 1,5 roku). Wobec połowy ogólnej liczby powiadomień z lat 2014-2016, to jest około 6 tys., w ogóle nie rozpoczęto procesu weryfikacji, co oznacza, że nie podjęto nawet próby ustalenia, czy wprowadzane produkty są bezpieczne dla konsumentów. Nie oznacza to, że w odniesieniu do tych produktów, co do których rozpoczęto proces weryfikacji, podejmowane działania zapewniały konsumentom bezpieczeństwo. Wpływał na to niewiarygodnie długi czas realizacji procedur – średni czas weryfikacji powiadomień wynosił 455 dni (maksymalnie 817 dni). Postępowania wyjaśniające wszczęte we wcześniejszym okresie, a więc w latach 2009-2010, trwały blisko 2300 dni (ponad 6 lat), przy czym najdłuższe z tych postępowań – ponad 3100 dni (około 8,5 roku)”.