Pomimo tego, że Krzysztof Łanda, który zapowiadał intensywne prace nad regulacją rynku suplementów diety odszedł z resortu, temat nie rozmył się. Ministerstwo zdrowia widzi konieczność legislacyjnego uporządkowania tego obszaru i nie odpuszcza. Zmiany mają wejsć w życie na jesieni.
I choć producenci próbują się sami ze sobą układać i podejmować dobrowolne działania na rzecz ograniczenia patologii to według ministerstwa zdrowia są one niewystarczające i nie ochronią zdrowia pacjentów.
Jest on (katalog dobrych praktyk - red.) jedynie próbą ratowania się przed nieuchronną reformą. Na jej zatrzymanie jest już za późno. Ponadto regulowanie rynku na podstawie dobrowolnych zobowiązań części producentów byłoby niewystarczające. Bo co będzie, jeśli pojawi się nowy podmiot, który odmówi przestrzegania kodeksu. Na jego działaniach ucierpieliby wówczas konsumenci.
Waldemar Buda, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. refulacji rynku farmaceutycznego.
Zaproponowane zmiany bardzo przypominają regulacje dotyczące leków. Nie mam wątpliwości, że są konieczne. Pacjent powinien mieć świadomość, że produkty na "niespokojne nogi" czy "konar, który nie chce zapłonąć", często stworzone przez dział marketingu, są jedynie środkami spożywczymi, a nie lekami na choroby. Miejmy tez nadzieję, że dzięki nowym regulacjom wreszcie znikną z ekranów reklamy magnezu na depresję pierwszoklasisty czy preparatów likwidujących tłuszcz z siłą napalmu. Szczególnie istotne będą również przepisy nakazujące badania jakościowe suplementów. Wielokrotnie udowadniano, że skład deklarowany nie ma nic wspólnego z faktycznym. Oczywiście po stosowaniu suplementów z ukrytym dodatkiem pochodnym amfetaminy chudnie się szybciej, a domieszka silnych leków na potencje zagwarantuje efekt łóżkowego supermana. Tyle, że pacjent przyjmuje wówczas produkt sfałszowany, a nie dodatek do diety.
Marek Tomków - wiceprezes naczelnej Rady Aptekarskiej.