Zmiana kwalifikacji dostępności tabletki ellaOne nie jest zgodna z prawem unijnym - twierdzą eksperci. Aby przywrócić recepty na tabletki "dzień po" należy wykazać, że są one niebezpieczne dla zdrowia. I nie wystarczą tu same przekonania.
Minister Konstanty Radziwiłł w mediach przekonywał, że ellaOne to środek wczesnoporonny, że biorą go głównie nastolatki i jako lekarz nie wypisałby go nawet zgwałconej kobiecie. Badania Millward Brown pokazują, że w Polsce po ellaOne sięgają najczęściej osoby około trzydziestki. Niepełnoletni to niespełna 2 proc. kupujących. Minister myli się też co do charakteru leku. EllaOne nie jest tabletką wczesnoporonną, tylko zatrzymującą lub opóźniającą owulację. Jeśli do zapłodnienia dojdzie, lek w żaden sposób nie zaszkodzi ciąży.
Eksperci z kolei wskazują wprost - decyzja PiS-u jest nielegalna, niezgodna z prawem unijnym:
Polska mogłaby wprowadzić ograniczenia tylko wtedy, gdyby udowodniła, że ellaOne jest niebezpieczna. Muszą to być wyniki badań, nie wystarczy arbitralna decyzja ministra. Nie może się powoływać na światopogląd ani na to, że prawo unijne daje możliwość ograniczania. To decyzja wbrew unijnym przepisom.
Katarzyna Sabiłło- ekspertka, która wielokrotnie uczestniczyła w pracach parlamentarnych nad nowelizacjami prawa farmaceutycznego,
Oczywiście sama opinia, że decyzja jest nieważna w praktyce pacjentkom nie pomoże, bo i tak w aptece nie kupią tabletek bez recepty.