Nigdy nie eksperymentowałam z narkotykami. Nawet papierosów nie umiem palić. Taka dziewczynka z dobrego domu. A musiałam znaleźć dilera narkotyków. Na szczęście pracuję na stanowisku kierowniczym i zdarza mi się przyjmować ludzi do pracy. Jakiś czas temu w papierach jednego z moich pracowników w czasie rekrutacji odkryłam, że był karany za posiadanie narkotyków. Dałam człowiekowi szansę i go zatrudniłam. To do niego zwróciłam się, gdy zdecydowałam, że będę mamie podawać marihuanę.
Pani Honorata, córka Pani Jadwigi chorej na zaawansowanego Alzheimera
Chciałam legalnie. Ale od lekarzy usłyszałam, że proces uzyskania pozwolenia na zakup marihuany medycznej jest długi i skomplikowany, a mnie się nie uda, bo mama nie jest chora na nowotwór, tylko na chorobę degradacyjną mózgu, więc żaden lekarz jej narkotyku nie zaleci. Poza tym miesięczny koszt stosowania marihuany medycznej to ponad 2,5 tysiąca złotych. Za naturalną płacę dziesięć razy mniej.
Pani Hnorata
Nie ma wprawdzie dowodów, które pozwalałyby traktować marihuanę jako lek, ale jestem całym sercem za tym, aby w przypadkach beznadziejnych była dopuszczona, jeśli poprawia stan chorego i daje mu ulgę. Nie jest dla mnie patologią to, że pani Honorata w tajemnicy przed światem dosypuje narkotyk do ciastek. Patologią jest, że nie ma w naszym dzikim kraju regulacji, które pomogłyby wykorzystywać dostępne środki do dania ulgi pacjentom.
dr Janusz Morawski, anestezjolog z 30-letnim doświadczeniem w pogotowiu i na oddziałach psychiatrycznych